logo_patrzszerzej_1mniejsze
canon R

Canon R – moje wrażenia po 2 latach

co było przed Canonem R?

Zanim Canon R zamieszkał w mojej fotograficznej torbie, przez 3 lata dzielnie towarzyszył mi Canon 6D. Nie był on jednak moim pierwszym aparatem (trochę tych Canonów w życiu miałam) a „następcą” Canona 5D mark III, którego niestety musiałam z bólem serca sprzedać po zamknięciu mojej pierwszej firmy. Kiedy moje serce umierało już z tęsknoty za robieniem zdjęć, padło właśnie na budżetową pełną klatkę, jaką jest 6D. Miałam w planach powrót do fotografii tylko w wersji hobbystycznej. Zrobiłam nim wiele naprawdę pięknych kadrów i jeśli ktoś szuka niedrogiej pełnej klatki, to ten aparat mogę jak najbardziej polecić. Pewnie, że są lepsze, ale jeśli ogranicza Cię budżet, to nie będziesz żałować.

Robiłam zdjęcia tym aparatem praktycznie każdego dnia: nie tylko dla siebie, bo wykonywałam też sesje dla innych i muszę przyznać, że nigdy mnie nie zawiódł. Bateria wytrzymywała dwie sesje, czasem i dłużej i jedyne, do czego mogę się przyczepić, to autofocus. W trudniejszych warunkach i zdjęciach pod słońce AF często szalał, choć fotografując tak często, znałam go już na tyle, że umiałam się nim posługiwać i robić poprawne zdjęcia nawet pod światło.

Z AF ciężko też było podczas zdjęć w ruchu, chociaż z sesji z dziećmi wracałam do domu, mając 70-80% ostrych zdjęć. Jednak w którymś momencie poczułam, że wycisnęłam już to body jak cytrynę, poza tym przy tej ilości wykonywanych zdjęć wygoda i komfort pracy są bardzo istotne.

Nie powiem, że zaczęłam się rozglądać za czymś nowym, bo tak nie było. W lutym niespodziewanie miałam okazję przetestować za darmo Canona, co prawda nie R, a RP, czyli budżetowego, pełnoklatkowego bezlusterkowca i zakochałam się od pierwszej minuty, kiedy tylko wzięłam go do rąk.

wątpliwości przed zakupem Canona R

  • ale jak to: nie ma lustra?!
  • jak sprawdza się elektroniczny wizjer?
  • czy plastyka obrazu i głębia ostrości nie będą gorsze, niż w lustrzance?
  • no i co z baterią?

Aż do tamtego momentu wydawało mi się, że bezlusterkowce to jakaś gorsza jakość w fotografii, no bo jak to: nie ma lustra?! Miałam obawy co do plastyki obrazu, myślałam, że może będzie jakaś sztuczna i nie tak piękna jak w 6D z podpiętymi obiektywami stałoogniskowymi. Miałam też obawy do elektronicznego wizjera, bo na myśl przychodził mi Canonowski ultrazoom sprzed 15 lat, którego wizjer pozostawiał wiele do życzenia. Oczywiście okazało się, że przez te 15 lat jednak sporo się zmieniło. Pierwszy rzut oka przez wizjer RP, czyli tańszej wersji R-ki, i już wiedziałam, że nie było się czym martwić.

Moje obawy dotyczyły też baterii i tutaj przyznaję, w przypadku Canona RP bateria jest naprawdę malutka. Teoretycznie ma wystarczać na 250 zdjęć, ale że ja podczas sesji robię ich około 400-500, to wymienianie baterii podczas sesji byłoby dla mnie upierdliwe. Dlatego zdecydowałam się na Canona R, który posiada większą baterię (pasują też akumulatory z 6D i 5D mark III, co również jest dla mnie dotatkowym plusem). Jedna naładowana bateria wystarcza mi na całą sesję i jeszcze trochę, więc nie jest źle – wiadomo, że bezlusterkowce działają cały czas w trybie live view, więc te zużycie baterii jest większe, niż w moim poprzedniku.

Znam jednak kilka osób, które z powodzeniem wykonują sesje dla klientów właśnie Canonem RP. Jeśli nie przeszkadza Ci mała bateria i wymiana podczas sesji, uzbrój się w dodatkowe akumulatory i możesz działać. Jeśli chodzi o śluby, tutaj zdecydowanie odradzam. Bałabym się, że bateria padnie w nieodpowiednim momencie i stracę jakąś ważną chwilę, ale to moje zdanie 😉

czy warto kupić Canona R i czy przesiadka z innego modelu ma sens?

Jeśli tylko nie ogranicza Cię budżet, to uważam, że warto rozważyć zakup tego aparatu. Nie zapominajmy jednak o tym, że droższy aparat nie równa się lepsze zdjęcia. Jeśli czujesz, że wyciskasz ze swojego aktualnego aparatu 200 procent i ograniczają Cię jego parametry – idź w to!

Złapiesz nowego wiatru w żagle, a praca będzie jeszcze przyjemniejsza. Jeśli jednak dobrze Ci się pracuje z tym sprzętem, który masz, spokojnie możesz się wstrzymać. Nadal to Ty robisz zdjęcia, a aparat jest tylko narzędziem w Twoich dłoniach. Nieważny model, ważne, że to właśnie Twoje ręce go trzymają 🙂

co uwielbiam w Canonie R?

Pierwsze, co zauważyłam, to że moje obiektywy dostały drugie życie. Nawet Canonowska 50-tka o świetle 1.4, która ostrzyła jak chciała, po podłączeniu do przejściówki (którą dostałam w zestawie z body) i puszki, ostrzy jak żyleta. Rany, nigdy nie miałam takich ostrych zdjęć! Podobno dedykowane obiektywy RF to jest w ogóle kosmos i mam nadzieję, że uda mi się zakupić któryś z nich, żeby to potwierdzić.

Edit 2022: posiadam dwa obiektywy RF: 50 F/1.8 i 35 F/1.8. Oba są małe, lekkie i perfekcyjnie ostre. Od czasu, kiedy je zakupiłam, praktycznie nie korzystam już z przejściówki, bo nie mam potrzeby sięgać po inne obiektywy 😉 oczywiście na liście marzeń mam jeszcze Canona RF 50mm F/1.2, który poza tym, że kosztuje miliony, jest piekielnie ostry i niesamowicie rozmywa tło. Może kiedyś 😉

Po drugie: śledzenie twarzy i oka. Jak to ułatwia życie przy portretach i autoportretach, których ostatnio robię całe mnóstwo! Właściwie odpada nam zmartwienie, że ostrość ucieknie na nos, włosy czy księżyc. Ogólnie tryb śledzenia AF w tym aparacie robi robotę i wszelkie zamrażanie ruchu idzie mi teraz 1000 razy łatwiej niż w poprzednim aparacie.

Po trzecie, a może znów po pierwsze: plastyka obrazu i rozpiętość tonalna miażdżą. Kiedy pierwszy raz poszłam robić zdjęcia przy złotej godzinie, nie mogłam przestać się zachwycać wszystkim: rozmyciem, kolorami, kontrastem, jakością obrazu… jak dla mnie – bajka! Tak naprawdę tych zdjęć nie trzeba by w ogóle obrabiać, a i tak byłyby po prostu piękne.

Tak jak i 6D, Canon R posiada WiFi, z którego korzystam bez przerwy przy autoportretach (jeśli temat Cię ciekawi, zerknij do tego wpisu: Autoportret — czym zrobić?). Jest to chyba najwygodniejsze rozwiązanie ze wszystkich, przynajmniej dla mnie, bo możliwość podglądu na żywo na ekranie telefonu jest nieoceniona przy robieniu zdjęć samej sobie.

Dodatkowo Canon R ma możliwość przesyłania zdjęć od razu po zrobieniu prosto do telefonu – to bardzo przydatna opcja dla tych, którzy zdjęcia obrabiają na telefonie. Ja akurat wszystkie zdjęcia obrabiam na komputerze i dopiero tak przygotowane przesyłam na telefon, ale miłośnicy Lightroom Mobile będą zadowoleni.

Canon R posiada też funkcję dual pixel, która w praktyce polega na tym, że aparat robi jednocześnie kilka zdjęć z różnymi płaszczyznami ostrości i w momencie, kiedy trafi nam się zdjęcie z ostrością nie tam gdzie trzeba, możemy to skorygować w programie. Muszę przyznać że do tej pory nie korzystałam z tej funkcji, bo 99 procent zdjęć ma ostrość tam gdzie chcę, ale postaram się to sprawdzić i zaktualizować ten wpis.

czy Canon R ma wady?

Jak dla mnie nie ;D A tak serio, oczywiście nie ma aparatów idealnych i ten również takowe posiada. Po pierwsze: bateria. Choć przy zwykłych sesjach naprawdę nie ma z tym problemu, to zastanowiłabym się nieco, gdybym była fotografem ślubnym. Wymiana baterii kilka razy w ciągu wesela chyba nie jest wygodna, ale nie upieram się, bo może akurat komuś nie będzie to przeszkadzać. Jeśli jesteś fotografem ślubnym, lepszym rozwiązaniem dla Ciebie będzie wybór Canona R6 lub R5. W każdym razie nie ma tragedii i o ile w Canonie RP ta bateria naprawdę jest słabym ogniwem, o tyle w Canonie R poziom jest akceptowalny (edit 2022: mam trzy akumulatory i zupełnie nie odczuwam problemu, jeśli chodzi o baterię).

Nie wypowiem się w kwestii filmów z tego aparatu, bo ja nagrywam totalnie amatorsko i bardzo rzadko, więc możliwości tego aparatu są i tak większe, niż potrzebuję, choć słyszałam głosy, że do filmów akurat w tym budżecie można kupić coś lepszego. Pewnie można, ale mnie ten temat akurat nie dotyczy.

Jakąś tam wadą może być elektroniczny wizjer. Osoby przyzwyczajone do optycznego wizjera są przyzwyczajone do tego, że cały czas mają podgląd tego, co się dzieje na bieżąco, natomiast w elektronicznych działa to trochę inaczej – on aktywuje się po zbliżeniu do niego oka i można zauważyć drobne opóźnienie (tzw. blackout). Teoretycznie przez to opóźnienie możemy przegapić na sesji jakiś idealny moment, ale przyznam, że na razie mi się to nie zdarzyło. Z tym aparatem jak z każdym trzeba dojść do wprawy w obsłudze. Korzystam w tym momencie pół na pół z wizjera i ekranu w trakcie fotografowania, ale nadal bardziej intuicyjne jest dla mnie patrzenie przez wizjer. Edit 2022: nie korzystam już z wizjera praktycznie wcale. Rozleniwiłam się i w 99% korzystam z ekranu 🙂

Trochę irytujący jest dla mnie czujnik zbliżenia oka, który przełącza normalny ekran na wizjer elektroniczny, bo ciągle zdarza mi się zasłonić go palcem czy nawet włosami, co powoduje, że obraz na głównym ekranie znika (tu się zgodzę, w 2022 roku nadal mnie to irytuje ;)).

Podsumowując: jestem z zakupu bardzo zadowolona i myślę, że będziemy stanowić z Canonem R naprawdę zgrany duet. Przejście na bezlusterkowca wcale a wcale nie było strasznym doświadczeniem i nie wiem skąd opinie, że to „zabawka”. Jak dla mnie to pełnowartościowy aparat, który zadowoli i zaawansowanych amatorów, i profesjonalistów.

Edit 2022: dwa lata później dalej korzystam z tego aparatu i nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi 🙂

zalety

  • przejściówka EF-RF w zestawie – możliwość używania obiektywów dla lustrzanek
  • drugie życie dla obiektywów z mocowaniem EF
  • świetny autofokus
  • piękna plastyka obrazu i rozpiętość tonalna
  • cudowne kolory
  • funkcja śledzenia twarzy i oka
  • świetnie działający ciągły autofokus
  • funkcja Dual Pixel AF
  • automatyczny przesył zdjęć na telefon
  • mniejsze gabaryty
  • odwracany i dotykowy ekran

 

wady

  • bateria działa trochę krócej niż w Canonie 6D (ale tragedii nie ma)
  • nagrywanie filmów – jak dla mnie jest wystarczająco, ale dla profesjonalistów podobno niekoniecznie
  • opóźnienie elektronicznego wizjera po przystawieniu do niego oka
  • możliwość przypadkowego zasłonięcia ręką czujnika zbliżenia do oka, które powoduje wyłączenie ekranu
  • nie do końca ergonomiczne rozmieszczenie przycisków i przyciski, których mogłoby nie być (np. dotykowy pasek)
  • brak podwójnego slota na karty pamięci
  • szkła RF są jak na razie drogie i nie ma ich zbyt wiele

 

Podsumowując: czy jestem zadowolona z zakupu? Tak! Niemniej Canon 6D zostaje ze mną jako zapasowe body, choć przyznam, że używam go naprawdę sporadycznie — wtedy, kiedy jeden aparat nie wystarcza. Jakość i kolory zdjęć wynagradzają wszelkie wady i niedociągnięcia, które przecież każdy aparat w jakimś stopniu posiada. Nie mam porównania do innych systemów, bo praktycznie od samego początku używam Canona i nie mam zamiaru tego zmieniać.

Leave a Comment