asdcg53, monia542, blabla1898… Coś Wam to mówi? Jeśli tak wyglądają nazwy dużej części Twoich zdjęć, to ten wpis jest dla Ciebie! Też tam byłam i niejedną dziwną rzecz zrobiłam. Na szczęście wraz z upływem czasu pomału wyłaniał się mój w miarę sensowny sposób na przechowywanie zdjęć. Nie mówię, że jest to system idealny czy jedyny słuszny, co to, to nie. Mówię natomiast o tym, co u mnie zadziałało i co zrobiłam, żeby po podłączeniu zewnętrznego dysku ze zdjęciami nie szukać przez tydzień drogi powrotnej. Jeśli więc szukacie odpowiedzi na pytanie jak katalogować i przechowywać zdjęcia, czytajcie dalej 🙂
Jak katalogować i przechowywać zdjęcia?
Nie jest to jakaś wielka innowacja, ale u mnie zmieniła naprawdę wszystko. Zresztą Wasze komentarze pod poniższym zdjęciem na Instagramie potwierdziły tylko, że taki temat jest potrzebny i może będzie dla Was jakąś motywacją do małych (lub wielkich) porządków.
Dawniej miałam foldery podzielone latami, a w środku… busz i dzicz. Oryginalne nazwy w stylu „odwiedziny babci w zeszły czwartek”, a w środku 195 zdjęć i kolejne foldery: obróbka, obróbka2015, obróbkapóźniej, doprzejrzenia. W każdym z tych folderów pliki o wdzięcznych nazwach: „tojestok124” i „tamtojednaknieoktojestlepsze3”. Jak się domyślacie, nie był to najlepszy sposób na organizowanie dyskowej przestrzeni. Podobno ktoś kiedyś szukał tam zdjęcia i je znalazł, ale ja myślę, że są to tylko plotki.
Jak kataloguję pliki teraz?
Przede wszystkim zmieniłam nazewnictwo folderów. Mam foldery oznaczone kolejnymi latami, a w środku każdy folder z sesją opatruję dokładną datą i nazwą, która dobrze i jasno opisuje co to za sesja:
2020_01_01_impreza_noworoczna
Wewnątrz znajduje się folder z surowymi plikami już po selekcji, oraz dwa foldery: jpg – zdjęcia po obróbce w dużym formacie do wszelkiego rodzaju wydruków i jpg do internetu, które są przeznaczone do publikacji w internecie i social mediach. Kiedyś trzymałam jeszcze foldery z tiffami, ale teraz już tego nie robię.
Każdy rok zawiera też dodatkowy folder o nazwie klienci i tam na tej samej zasadzie umieszczam sesje, które zrobiłam dla moich klientów:
2020_01_01_sesja_świąteczna_oliwiera_jaworzno
Na ten moment nie rozdzielam folderu na poszczególne rodzaje sesji, gdyż robię głównie zdjęcia rodzinne i nie ma ich na razie tak dużo, żebym się w nich gubiła. W przyszłości wraz z rosnącą liczbą klientów pewnie podzielę to jeszcze według rodzaju sesji, np. rodzinne, lifestyle, wizerunkowe, produktowe itp.
Tak nazwane foldery układają się chronologicznie i w 2019 roku mimo ogromnej ilości zdjęć, które wykonałam dla siebie i innych, wszystko było dla mnie jasne i przejrzyste. Wyszukiwanie zdjęć jest w tym momencie łatwym procesem, a życie stało się piękne 😉
Jak zapisywać zdjęcia w Lightroomie?
Zdjęcia zapisuję hurtem, wywołując obrobione RAWy wprost z Lightrooma. Zaznaczam wszystkie zdjęcia i eksportuję na dysk: file->export->wybieram lub tworzę folder docelowy. Można też w oknie eksportu zmienić nazwy wszystkich zdjęć dla danej sesji, np. na sesjaoliwiera1, sesjaoliwiera2 itd. File settings: JPG, color space: srgb, quality: 100. Jeśli zapisuję pliki do wydruku, odznaczam opcję Resize to fit, a w Resolution wpisuję 300. To jest dość istotny krok, bo początkowo tego nie robiłam i moje stare zdjęcia mają naprawdę różne rozdzielczości, od 300 do 72. Uwaga: kiedy chcemy edytować dalej zdjęcie w Photoshopie, po przeniesieniu traci ono na rozdzielczości z 300 na 240, dlatego staram się tego nie robić i obrabiać zdjęcia od początku do końca w jednym programie.
Jeśli chodzi o wersję do internetu, zaznaczam opcję Resize to fit, wybieram Long Edge i wpisuję 2048 pikseli. W pole Resolution wpisuję 72, dodatkowo zaznaczam opcję Sharpen for: screen, Amount: standard. Klikam na eksport i gotowe 🙂
Tipy dotyczące przechowywania i obróbki
Nie odkładaj obróbki na później
Kiedy wracam z sesji bądź kończę robić zdjęcia w domu, od razu siadam do komputera i tworzę folder dla tej konkretnej sesji, nazywając go według schematu, który pokazałam wyżej. Kopiuję do niego zdjęcia i jak najszybciej robię selekcję zdjęć.
Tworzenie folderu o nazwie „do obróbki”, „do przejrzenia” itp. kończy się zazwyczaj sodomą i gomorą na dysku. Nie polecam – been there, done that. Folder rósł w zastraszającym tempie, a ja miałam coraz mniejszą ochotę, żeby tam zaglądać, w efekcie czego zdjęcia leżały odłogiem, a ja obrabiałam dosłownie kilka sztuk i frustrowałam się później, że zdjęć ze świąt nie ma.
Kiedyś w ogóle podchodziłam zupełnie inaczej do tematu i moje zdjęcia musiały „dojrzeć”, więc zaglądałam do nich najwcześniej po tygodniu. Miało to dla mnie znaczenie o tyle, że przez tydzień zdążyłam o nich zapomnieć i patrzyłam później na nie łaskawszym okiem. Teraz uważam, że to działanie było bez sensu i tylko piętrzyły mi się przez to foldery z nieobrobionymi zdjęciami, a niektóre leżą zakurzone i nietknięte do dziś.
Kiedy w zeszłym roku zaczynałam wychodzić z fotografią do ludzi, robiłam dość podobnie. Miałam 30 dni na oddanie zdjęć klientom i najczęściej tak właśnie robiłam – mieściłam się w terminie, ale nie było mowy, żeby wyrobić się wcześniej. Teraz po tygodniu moje zdjęcia są gotowe, a czasem zdarza się, że wcześniej 🙂
Takie podejście do obróbki to była jedna z ważniejszych rzeczy, jakie wyniosłam z warsztatów u Pani Woźnej, która słynie z ekspresowego oddawania zdjęć. Nie chciałam być jak niektórzy fotografowie, którzy oddają sesje klientom po 2 czy 3 miesiącach, dlatego obróbka od razu po sesji weszła mi już w nawyk i mam nadzieję, że uda mi się utrzymać tę tendencję.
Rób zdjęcia w RAWach, jeśli obrabiasz wszystkie zdjęcia
Nic tak nie motywuje do obrobienia zdjęć, niż niemożność zobaczenia ich na ekranie telefonu czy wywołania ich. Kiedy posiadamy tylko surowe pliki, nie mamy wyjścia – trzeba zrobić chociaż podstawową obróbkę i zapisać zdjęcia w jpg. Oczywiście można „wywołać” je bez obróbki, ale w takim wypadku jeśli wiemy, że nie będziemy tych zdjęć ruszać, lepiej ustawić zapis na raw+jpg.
Uwaga, pułapka!
Zapis RAW + JPG powoduje, że na komputerze mamy dwa razy tyle zdjęć. No nie zliczę, ile razy szlag mnie trafiał, kiedy widziałam te foldery: raw, jpg, obrobione, obejrzane, blabla. Zdjęcia leżały nie ruszone tygodniami i kończyło się tym, że nigdy nie zostały wyretuszowane. W końcu któregoś dnia postanowiłam robić zdjęcia już tylko w RAW. To wymusza na mnie solidną selekcję, bo przecież nie chce mi się obrabiać 15 bardzo podobnych zdjęć kwiatka. Po prostu wybieram najlepsze 😉
selekcja pozytywna
Nigdy nie usuwam zdjęć wprost z aparatu – fotograficzni guru mówią, że takie działanie może uszkodzić kartę i w nieprzewidzianym momencie może odmówić nam posłuszeństwa. Kiedy przeglądam na komputerze dopiero co wykonaną sesję, tworzę folder o nazwie „ok” i przeglądając zdjęcia, przerzucam do niego te najlepsze ujęcia. Mam już w tym sporą wprawę i zazwyczaj jedno przejrzenie folderu jest wystarczające. Można sobie ułatwić ten proces korzystając z przeglądarek zdjęć, gdzie wybrane zdjęcia można przesyłać od razu do Lightrooma, np.
Dzięki temu, że wybieram tylko najlepsze zdjęcia, do obróbki trafia zdecydowanie mniej zdjęć niż wtedy, gdy usuwałam po kolei nieudane fotografie i cały proces jest dużo krótszy. Jeżeli dobrych ujęć nadal mam za dużo, to robię jeszcze raz to samo z nowym folderem, jednak najczęściej nie ma takiej potrzeby. Dopiero po tej selekcji importuję zdjęcia do Lightrooma, w którym najczęściej obrabiam zdjęcia. Więcej o selekcji zdjęć pisałam tu: Jak szybko robić selekcję zdjęć?
ostatni etap
Dzięki tym czynnościom w każdym z poszczególnych folderów mam tylko te zdjęcia, które są naprawdę dobre: w wersji obrobionej, zmniejszonej do internetu i surowej. Tak przygotowane na komputerze pliki archiwizuję na dyskach zewnętrznych (każdy rok to nowy dysk), a do tego obrobione pliki przechowuję zapisane na dysku twardym komputera. Te mniejsze wersje przesyłam też do zdjęć Google, dzięki czemu jeśli szlag by trafił wszystkie dyski, to zostają mi jeszcze choć te.
wywołuj!
Staram się regularnie wywoływać te zdjęcia, choć oczywiście nie zawsze są to wszystkie, które zostały po selekcji. Czasem to po prostu kilka najlepszych, które przechowuję potem w pudełku, a czasem tworzę fotoksiążkę lub album. Niemniej wydruki to jeden z lepszych sposobów na przechowywanie fotografii, bo jeśli zawiodłaby wszelka elektronika, to nadal mamy odbitki (które swoją drogą uwielbiam i uważam, że są zupełnie inne w odbiorze, niż te na ekranie telefonu). Jednak co w ręce, to w ręce, a fotografie, które możemy poczuć wszystkimi zmysłami, mają dla nas największą wartość. I co najważniejsze: papier może trochę się podniszczy, tu i ówdzie będą ślady rączek mniejszych i większych, ale się nie zepsuje, czego nie możemy powiedzieć niestety o dyskach i komputerach.
Jeszcze jedna ważna rzecz na koniec: jeśli bałagan na dyskach urósł już do takich rozmiarów, że absolutnie nie jesteśmy w stanie przeglądać tych folderów, nie mówiąc już o ich uporządkowaniu, może warto chwilowo pogodzić się z takim stanem rzeczy i wprowadzić nowe zasady zapisywania od teraz. Nie zmieni to stanu wcześniejszego, ale czekanie na cud w tym przypadku nie ma większego sensu. Trzeba zacząć tu i teraz, odgradzając grubą kreską ten meksyk od ładu i harmonii, które zapanują na Waszych dyskach najpóźniej od dziś 🙂
A jakie są Wasze sposoby na zapanowanie nad zdjęciami na dysku? Koniecznie podzielcie się w komentarzach!
.
.
.
.
Tysiące osób jeszcze nie obserwuje mnie na Instagramie. Nie bądź jedną z nich!
A w profilu solidna porcja inspirujących zdjęć i relacje z nutką humoru: