#przemoc psychiczna
Stało się. Padłam ofiarą przemocy psychicznej.
W niedzielę postanowiłam zbratać się z naturą. Pojechałam więc na kompletne zadupie, takie, na którym ludzka stopa była ostatnio zimą w 1944. Dzięki tej wycieczce zrozumiałam, dlaczego na okolicznych stawach tak mało kaczek i łabędzi – po prostu wszystkie mają całoroczną imprezę w Wielikącie. Atrakcji było co niemiara – widziałam czystą wodę w jeziorze, a także brudną. Poznałam wiele gatunków roślin i cztery rodzaje ugryzień insektów. Zrobiłam osiemdziesiąt kroków po lekko rozmiękłym podłożu z trawą, która prawie mnie przykrywała, czyli najwięcej w swoim życiu.
Tutaj czuję się zobowiązana wspomnieć o bardzo nieistotnej informacji dotyczącej mojej skromnej osoby, to jest, że nienawidzę chodzić po trawie. Afekt ten mieści się w skali od 1 do 1999, przy czym 1 jest wtedy, kiedy poruszam się po suchym podłożu w kombinezonie astronauty, a 1999 – gdy jestem boso po kolana w błocie i chaszczach. Dodam również, że do tej pory zbliżyłam się na tej skali do 9,75 (kombinezon lekko rozpięty). Najwyraźniej, kiedy byłam dzieckiem, nie przywiązywało się aż tak dużej wagi do integracji sensorycznej, a efekty tego są, jakie są. W przyszłym roku planuję dobić do 10, a co. W końcu liczy się rozwój.
Kiedy tak buszowałam po tym zielonym piekle, znikąd pojawił się on. Nieco szczupły, prawie czarny, z rozbieganym wzrokiem. Szedł za mną powoli, posapując co jakiś czas. Wyglądał niepozornie, ale budził mój niepokój. Cztery kilometry dalej ciągle był tuż za mną, to z jednej, to z drugiej strony. Na chwilę straciłam go z oczu, lecz kilka minut później puścił się za mną biegiem. Byłam już tuż przy samochodzie. Pomyślałam, że teraz albo nigdy – otworzę drzwi powozu i wszystko dobrze się skończy. Nie wzięłam pod uwagę, że czarne jak upiór stworzenie minie je, i jakby nigdy nic wejdzie do auta w sposób nietypowy.
Od spodu.
Dwie godziny później, po demontażu 75% powierzchni auta w celu wydobycia gada – operacja zakończyła się sukcesem. Osobiście wyciągnęłam mruczącą kulkę, która spała sobie w najlepsze. Z tego wszystkiego, zmanipulowana mruczeniem zapomniałam, że to nie mój kot, i przytargałam toto do domu.
Tak oto znienacka zamieszkał ze mną mój osobisty koci stalker.