
Jakiego sprzętu używam na co dzień?Obiektywy Canon RF
Jakiego sprzętu używam na co dzień i jakie są moje ulubione obiektywy? Jestem raczej sprzętową minimalistką i to w zupełności mi wystarcza!
Jakiego sprzętu używam na co dzień i jakie są moje ulubione obiektywy? Jestem raczej sprzętową minimalistką i to w zupełności mi wystarcza!
Niedawno miałam przyjemność przetestować jeszcze przed oficjalną premierą Canona EOS R50. Zapraszam Cię na krótką wycieczkę z tym bezlusterkowcem — sprawdźmy, co potrafi i jakie zdjęcia można nim zrobić!
Żeby zrobić autoportret fotograficzny, czyli zdjęcie samemu sobie, tak naprawdę jedynym niezbędnym elementem jest aparat/telefon i dobre chęci. I oczywiście Ty 😉 Cała reszta to tylko dodatki. Uważam, że warto ułatwiać sobie życie, dlatego jeśli masz w planach często się fotografować, dobrze będzie zainwestować w coś więcej niż parapet i suszarkę na pranie. Z tego wpisu dowiesz się, z jakiego sprzętu korzystam.
Canon R mieszka w mojej fotograficznej torbie już ponad dwa lata. Jeśli zastanawiasz się nad zakupem tego aparatu, w moim wpisie znajdziesz sporo informacji oraz subiektywne odczucia po zakupie oraz po 2 latach pracy z nim.
Czy łatwo jest kupić prezent dla fotografa? Podobno niekoniecznie. Ja jestem tą osobą, która takie prezenty zazwyczaj przyjmuje, dlatego moja bardzo subiektywna lista zawiera głównie te sprawdzone przeze mnie fotograficzne podarunki, które trafiły wprost do mojego serca. Lecimy z tym!
Jesień to idealna okazja, żeby wyciągnąć choinkowe lampki (bez obaw, nie będziemy jeszcze śpiewać Last Christmas). Dzięki nim możemy wyczarować na zdjęciu piękny bokeh, czyli te „kółeczka”, które się czasem pojawiają. Adekwatnie do pory roku zamieniłam kółeczka na listki. Przeczytaj poradnik i dowiedz się, jak uzyskać taki efekt.
Każdy, kto próbował kiedyś zrobić sobie samemu zdjęcie, wie, że wcale nie jest to takie hop-siup. Bieganie do aparatu w te i z powrotem, rzucanie w panice pilotem zdalnego sterowania, żeby nie było go widać, a do tego ogarnięcie siebie tak, żeby wyjść dobrze i naturalnie brzmi na coś bardzo skomplikowanego. Dlatego dzisiaj wpadam z kilkoma radami, dzięki którym przestaniesz się zastanawiać jak zrobić dobry autoportret 🙂
Przez kilkanaście dni biegasz z zachwytem po nowej okolicy. Jest tak pięknie, że chcesz zrobić zdjęcie absolutnie wszystkiego! Bierzesz więc aparat ze sobą w każde możliwe miejsce i pstrykasz z pasją. Po powrocie z wakacji zgrywasz wszystko z kart i… Przerażenie! 5000 zdjęć? Nieeee, nie dasz rady nawet tego przejrzeć, a co dopiero obrobić. I tak folder trafia na cmentarz zapomnianych folderów ze zdjęciami z wakacji i leży odłogiem, czekając z nadzieją, że ktoś w końcu do niego zajrzy.
Kiedyś na słowo „autoportret” chowałam się pod stół i nie wychodziłam przez tydzień. To znaczy, ja bardzo chciałam sobie zrobić ładne zdjęcie, ale totalnie nie umiałam i nie wiedziałam jak to zmienić. Później okazało się, że sposób na to był jeden: po prostu zacząć je robić. Po to, żeby się ze sobą oswoić, poznać siebie i w końcu polubić. Zazwyczaj nic nie przychodzi samo i trzeba się tego nauczyć – tak jest i w tym przypadku. Ale… po co w ogóle robić te autoportrety?
Zazwyczaj to ty robisz zdjęcia i cierpisz na brak własnych? A może w ogóle nie lubisz siebie na zdjęciach i masz wielkie opory przed tym? Weź udział w cotygodniowym wyzwaniu autoportretowym i zmień to w końcu 🙂
Podobno miłość do rozmytego tła mija wraz z nabieraniem przez fotografa doświadczenia. No, jeśli naprawdę tak jest, to ja nie jestem potwierdzeniem tej reguły. Zajrzyj do wpisu i pokochaj bokeh tak samo jak ja!
asdcg53, monia542, blabla1898… Coś Wam to mówi? Jeśli tak wyglądają nazwy dużej części Twoich zdjęć, to ten wpis jest dla Ciebie! Też tam byłam i niejedną dziwną rzecz zrobiłam. We wpisie mówię o tym, co u mnie zadziałało i co zrobiłam, żeby po podłączeniu zewnętrznego dysku ze zdjęciami nie szukać przez tydzień drogi powrotnej.
Ostatnio dość intensywnie zaczęłam się przyglądać społecznemu zjawisku, które przybrało postać niekończącego się wyścigu, na mecie którego znajduje się wiadro nieszczęść, a kto pierwszy dobiegnie, ten może taplać się do woli w biedzie i niedoli. Licytacja na katastrofy trwa w najlepsze, a co niektórzy rozważają rzucenie się pod samochód na wieczornym spacerze, bo akurat nie wydarzyło się nic, co przebiłoby trzy rozwody i udar sąsiada, a on z rana na pewno będzie pytał co tam słychać.
Social media są z nami codziennie i chyba już nie wyobrażamy sobie bez nich życia. Niosą ze sobą wiele możliwości, ale mają też swoje wady. Jako fotograf spędzam sporo czasu na przeglądaniu zdjęć innych: czasem, bo po prostu to lubię, a czasem szukając inspiracji. Na początku swojej drogi wpadałam w różne pułapki social mediów, co trochę utrudniało mi życie, nie powiem. Co to za zasadzki? Lecimy!
Prowadzę konto na Instagramie już prawie trzy lata. Przez te trzy lata widziałam tam słabe zdjęcia, średnie zdjęcia, świetne zdjęcia i mnóstwo kopii każdego z nich. Czasem kopia była lepsza niż oryginał, częściej gorsza, ale tak sobie myślę, że setki zdjęć dostępnych na wyciągnięcie ręki to narzędzie, które można świetnie wykorzystać w swoim fotograficznym świecie, ale można też zrobić to źle. Bardzo źle.
Może jesteś fotografem, może masz Instagrama i chcesz go rozwijać, a może po prostu lubisz robić zdjęcia, ale czasem wydaje Ci się, że sfotografowałeś już wszystko i masz ochotę wystawić aparat na allegro. Jeśli tak, zapraszam do lektury – nie obiecuję, że już do końca świata będziesz miał tylko świetne pomysły na zdjęcia, ale podpowiem jak szukać inspiracji i co zrobić, kiedy już będziesz miał ochotę cisnąć obiektywy w kąt i zająć się robieniem na drutach.
Świąteczne prezenty, które wymieniam w dzisiejszym wpisie mają same plusy. Ratują nam tyłek kiedy jesteśmy zapracowani i nie mamy czasu iść na zakupy, albo kiedy po prostu nienawidzimy galerii handlowych w okresach świątecznych i nie tylko. Do tego są w dobie eko i less waste, bo w domach obdarowanych nie wylądują kolejne dziesiątki rzeczy mniej lub bardziej niepotrzebnych.
„No pewnie! Masz na myśli, rzecz jasna, Morze Śródziemne?” pytacie mnie bardziej retorycznie, niż dosłownie, bo przecież nikt normalny nie zrobiłby sobie takiej krzywdy, żeby wybrać się nad Bałtyk późną jesienią. W listopadzie to się chodzi na randki z Netflixem do drugiego pokoju, ewentualnie dzierga się skarpetki z alpaczej wełny, a nie jedzie sześć godzin samochodem w poszukiwaniu morskiej bryzy urywającej głowy i wieszczącej rychłe zapalenie zatok.
Skalne Miasto Adrspach to obowiązkowe miejsce dla każdego, kto kocha naturę i fotografię. Toż to, proszę Państwa, jest fotograficzne eldorado! Do tego z profesjonalnego sprzętu, który jest tam potrzebny, wystarczą nogi.
Marzą Ci się wakacje w Czarnogórze? Mam nadzieję, że ten tekst rozwieje wszelkie Twoje wątpliwości dotyczące wyjazdu. W tym wpisie zawarłam wszelkie praktyczne informacje, które udało mi się zdobyć podczas tegorocznego wyjazdu. Miłego czytania!
Czarnogóra była moim podróżniczym marzeniem, które spełniło się w dość krótkim czasie. Intuicyjnie czułam, że to będzie moje miejsce i miałam rację – mogłabym tam zamieszkać nawet zaraz. Życie płynie tam leniwie, ludzie nigdy się nie spieszą, bo to szkodzi zdrowiu, a krajobrazy zachwycają na każdym kroku. Do tego rosną tam kaktusy, co z jakiegoś niewiadomego powodu jest dla mnie istotnym faktem, a ponadto nie trzeba tam układać włosów, bo robi to za nas słona woda z morza. Po prostu żyć nie umierać.
Stwórca świata stwierdził, że jakoś tak wszędzie płasko i gdzie nie popatrzysz, to prosta linia horyzontu, więc żeby ułatwić życie fotografom którym, jak wiadomo, horyzont potrafi sprawić nie lada kłopot, tupnął tu i ówdzie i tak powstały góry. Ewentualnie jeśli ktoś nie bardzo wierzy w tę akurat wersję, to ta historia jest interaktywna i wystarczy wybrać wersję A, B lub C zgodną z własnymi przekonaniami.
Bo to jest tak… Znajdujesz jakieś konto na tym Instagramie i wpadasz w doła, że ktoś ma tak nierealnie piękne życie i każdego ranka przed śniadaniem biegnie do ogrodu po świeże kwiaty do wazonu, w czasie gdy dzieci nakrywają do stołu. Już masz iść szukać grubego sznura w wiadomym celu, po czym okazuje się, że przeglądasz swoje własne konto.
Do śniadania herbatka obowiązkowo z dwiema łyżeczkami cukru. Na śniadanie płateczki z mleczkiem. Na obiad co prawda kotlety, ale przecież kompocik bez słodyczy nie przejdzie. Podwieczorek? Ciasteczko! A po drodze ktoś tam miał urodzinki i przyniósł mleczną kanapkę, ale mleko jest przecież zdrowe, i heloł, to nie baton, tylko kanapka!
Na tym zdjęciu można zauważyć, jak bardzo portale społecznościowe kreują rzeczywistość, która niekoniecznie jest prawdziwa. Bo wyglądam na nim, jakbym całkiem się lubiła, a z tym to bywa różnie. W zasadzie to tak, ale to zależy od wielu czynników: dnia miesiąca, fazy księżyca i średniego kursu dolara według NBP.
Wyobraź sobie taką sytuację: przeglądasz filmiki w internecie i natykasz się na wybitnego gitarzystę. Widzisz, że to, co robi ten człowiek, przekracza ludzkie możliwości. To nie ma prawa się dziać i przeczy prawom fizyki. A jednak się dzieje. Co wtedy myślisz? „Cóż za niesamowity talent!” I idziesz dalej oglądać koty udające chleb.
Jeśli chodzi o moje życie i samoświadomość nabytą w ciągu ostatnich lat, to dwie rzeczy od zawsze wiedziałam na pewno: że lubię pizzę oraz że ciągle czegoś się boję. Podobno jak miałam cztery lata, to na miejskim festynie wyszłam na scenę i zaśpiewałam piosenkę przed wszystkimi mieszkańcami jednej z dzielnic pewnego miasta, czyli jakimiś trzydziestoma osobami i gołębiem…
Nie lubię tych argumentów, że „my to kochamy się cały rok”, tak jak nie lubię wielu innych frazesów powtarzanych przy byle okazji. Jakoś nie widzę powodu, żeby robić to wszystko 364 dni w roku, a ten jeden akurat nie. Przecież to miłe uczucie: zrobić komuś niespodziankę i samemu takąż dostać, prawda?
Miałam ostatnio przyjemność gościć w przybytku znajdującym się nieopodal mojego mieszkania, który przypominał fabrykę wirusów i zarazków pracującą w systemie czterobrygadowym, to znaczy przychodni publicznej. Oczywiście już sam fakt, że tam byłam uznaję za swój mały sukces, gdyż…
Rodzisz się 3 stycznia w środę w godzinach przedpołudniowych, oznajmiając to całemu światu krzykiem, który odbija się w jądrze Ziemi i rezonuje, powodując gdzieś na świecie tsunami, zasypiasz, a potem budzisz się 30 lat później i okazuje się, że nienawidzisz swojej pracy. To…
Moda na tolerancję trwa. Jeśli zawsze wydawało Ci się, że jest to pozytywne zjawisko, to może czas spojrzeć na nią z innej perspektywy? Dlaczego jestem przeciwna i czy oszalałam? Co w takim razie zamiast tolerancji?
Specjalistów od blogowania jest mnóstwo, a kiedy każdy mówi co innego, naprawdę można się pogubić. Może zamiast zastanawiać się, jak zadowolić innych, lepiej pisać tak, by zadowolić siebie? A może wcale nie?
Od jakiegoś czasu należę do tej grupy, która uważa, że takie zjawisko jak pech w ogóle nie istnieje. Opcje są dwie: albo się mylę i Pan Los bardzo usilnie chce mnie o tym przekonać, albo po prostu prawo przyciągania to wcale nie są brednie i naprawdę da się je wytłumaczyć fizyką kwantową.
Kreatywni ludzie to mają trochę przekichane. Bywają bardziej wrażliwi na wszystko wokół i właściwie to można by powiedzieć, że oni wszystko bardziej. Tak tak, krytyka też wchodzi bardziej niż przeciętnemu człowiekowi (oczywiście fakt ten jest poparty moimi wieloletnimi badaniami, nad którymi spędziłam całe życie w poprzednim wcieleniu oraz dowodem anegdotycznym z cyklu: jeśli ja tak mam, to inni pewnie też).
Ogólnopolski dzień lenistwa wiąże się z wieloma emocjami, co miałam ostatnio okazję zaobserwować, uczestnicząc w rozmowie na ten temat. Była to tradycyjna polska rozmowa, w której osoba A mówi, że tak, osoba B mówi, że nie, osoba C siedzi nieopodal i wszystko notuje, a alkohol bacznie się wszystkiemu przygląda i kibicuje. Ostatecznie przegrywa ten, który szybciej zaśnie, ale przegrana bitwa nie oznacza jeszcze przegranej wojny.
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma centrami handlowymi, kiedy byłam jeszcze mentalnym dzieckiem wobec świata zakupów i nie wiedziałam dlaczego „konsumpcjonizm” to brzydkie słowo, pozwalałam sobie na zakup różnych rzeczy bez względu na to, czy miałam pieniądze, czy też nie. Odpowiedź na pytanie…
Kiedy skończę 18, 30, 50, 100 lat. Kiedy przyjdzie nowy rok. Kiedy na chodniku będzie nieparzysta liczba kafelek. Kiedy czarny kot nie przebiegnie mi drogi. Kiedy schudnę. Kiedy przytyję. Kiedy zakwitną magnolie. Kiedy kraby zaczną chodzić do przodu. Kiedy lwy przejdą na wegetarianizm. Nie zliczę, ile razy i w jakich sytuacjach czekałam, aż wszystko się odmieni. Czy warto było czekać?
Kiedy jesteś introwertykiem i jedziesz pierwszy raz na Blog Conference Poznań, wiedz, że będzie się działo! Zakładam, że wcale nie umieracie z ciekawości jak było, ale to nic nie szkodzi, bo i tak Wam o tym opowiem. Po co w ogóle jeździ się na takie konferencje?
Właśnie teraz, dokładnie 30 minut przed zakończeniem Share Week 2018, ja siedzę i piszę swoje typy aż wióry z klawiatury lecą, byle tylko zdążyć na czas. Wiecie, dodatkowa stymulacja stresem zawsze mile widziana, a nic tak nie motywuje do pisania, jak tykanie zegara. Mam nadzieję, że się uda.
Jednoosobowe party na balkonie i ulga, że nikomu nie udało się mnie znaleźć i zmusić do gry w butelkę podczas imprezy, albo udawanie figury woskowej za każdym razem, kiedy liczba nowych twarzy, które próbują nawiązać ze mną kontakt, jest większa niż 0… brzmi dziwnie? Dla nieśmiałych to chleb powszedni!
Zastanawiam się, czy ktokolwiek, kto próbował wyłamać się schematom w obecnej rzeczywistości i żyć po swojemu, dał radę pozostać w dobrym zdrowiu psychicznym. Może ja mam jakieś złe doświadczenia, otaczam się nieodpowiednimi ludźmi albo żyję na niewłaściwej planecie… Biorę to pod uwagę. Ale wiecie co? Czasem mam dosyć. Zdecydowanie bardziej zaczęłam to odczuwać, kiedy zaprosiłam na ten świat kolejne pokolenie.
Od zawsze zazdrościłam innym świadomości tego, co chcieliby robić w życiu. Nie mam pojęcia, skąd można czerpać tę wiedzę, że chce się zostać grabarzem, ginekologiem czy telefonicznym sprzedawcą szkoleń na temat hodowania alpak.
Średnio trzy razy na dzień dopada mnie kryzys egzystencjalny. Jako że na karku czuję już lekko nieświeży oddech trzydziestki, którą będę mieć zaszczyt osiągnąć z godnością w tym roku, o ile rzecz jasna dotrwam w obecnym stanie skupienia do szesnastego lipca, śmiem sądzić, że może to być jedna z przyczyn owych kryzysów.
Pora na małe podsumowanie roku pańskiego dwa tysiące siedemnaście, który z godnością odszedł w zapomnienie kilka dni temu. Bazując na zeszłorocznych tekstach, udało mi się je skonstruować i zebrać w jednym miejscu dla przypomnienia ważniejsze teksty, które wyszły spod mojej klawiatury. Oto czego nie udało mi się osiągnąć w 2017
Jedni mówią, że blogerzy mają życie jak w bajce, inni, że to harówa. Komu wierzyć? Gdzie leży San Escobar? Czy można pływać w wodzie? Na te i inne pytania nie odpowiem dziś w swoim tekście, ale za to przybliżę kilka aspektów blogowania, z których nie do końca zdawałam sobie sprawę.
Wczoraj miałam okazję zaobserwować nietypowe zjawisko występujące głównie w okolicach Bożego Narodzenia, choć wydaje mi się, że coś takiego widziałam pierwszy raz. Po całym dniu biegania po roztapiającym się śniegu, który bezlitośnie penetrował moje buty, kiedy niebo zaczęło przeciekać zimnym deszczem, a ja oczywiście…
„Jak to?” – zapyta mnie za chwilę 1129 czytelników mojego bloga i pozostałe kilkaset zagubionych dusz, które tu zaglądają, a przynajmniej tak to wygląda w moich blogowych snach. Albo i nie. Na wszelki wypadek odpowiem na pytanie, którego nikt nie zadał, bo to miejsce zwane blogiem to po prostu upust mojego wewnętrznego monologu.
Są takie trzy magiczne słowa, które załatwiają wszystko, torują nam drogę, kiedy przemierzamy przez kręte życiowe ścieżki i są uniwersalne dla każdego. I nie jest to, przykładowo, zwrot „masz tu milion”, chociaż oczywiście trudno zaprzeczyć, że też pasuje do opisu, i na pewno miło by było coś takiego usłyszeć, ale ja dziś nie o tym. Dzisiaj o trzech słowach, które czasem powinniśmy wypowiadać sami do siebie.
Oto kilka rad na temat bycia szczęśliwszym człowiekiem. Czytaj bez obaw, rady przecież są do czytania, a nie do wprowadzania w życie, prawda? A przynajmniej ja nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wprowadziła w życie jakąś radę, która zmieniła moje życie.
Kiedyś. Ach, kiedyś to były związki. Ludzie wiązali się ze sobą z wielkiej miłości, a potem byli ze sobą aż po czasy, kiedy proteza biodra i szklane oko dość istotnie ułatwiały życie, a dzień był wypełniony takimi atrakcjami, jak niezakręcanie kurków z gazem czy poszukiwanie ścieżki do domu spod kontenera ze śmieciami.
Dawno, dawno temu, za siedmioma serwerami, za siedmioma strumieniami danych, była sobie Kraina Absurdu. Niestety, niełatwo tam trafić, a po drodze można było niechcący wpaść na mojego bloga. Oto najśmieszniejsze frazy, po jakich ludzie trafiają do mnie z wyszukiwarki.
Budzę się i leniwie przeciągam. W połowie zastygam w bezruchu, zastanawiając się, czy to nie pomyłka, bo nie wiem, czy umarłam i znalazłam się w raju, czy powinnam raczej skoczyć na równe nogi, by ratować świat, jak to zwykle bywa co rano. Ale nie, zatem pozwalam sobie na przeżycie w pełni tego gestu, będącego oznaką…
-Mamo, co dziś na obiad? – zapytał młody człowiek z siedemdziesiątką na karku. Początki Alzheimera dawały mu się we znaki, więc żeby przypomnieć sobie niektóre rzeczy, potrzebował więcej czasu. Na szczęście droga do kuchni zajmowała mu około 20 minut, więc w tym czasie zdążył potknąć się trzy razy i skojarzyć fakty, że…
…bo moim przeznaczeniem jest bycie własnym kronikarzem i uwiecznianie na piśmie tych wszystkich śmiesznych a zarazem wywołujących łzy wzruszenia historii. Po to, bym wiedziała, że to wszystko, co się już wydarzyło, nie poszło na marne.
W tym tygodniu wydarzyły się bardzo ważne rzeczy. Po pierwsze: któregoś wieczora wysiadły nam wszystkie internety: taki z kabla i z obydwu telefonów jednocześnie, mimo, że każden z innej parafii, operatora znaczy się. Niewątpliwie był to spisek – najpewniej po to, żebym…
On. Wybiera samochód. Po szesnastu latach zdecydował, że auto na pewno będzie miało kierownicę i fotele, a teraz tworzy tabelkę wszystkich samochodów świata do kupienia z podziałem na rodzaj silnika, wszelkie bajery, długość drogi, jaką musi przebyć, żeby go obejrzeć wraz z średnim kosztem podróży wyliczonym na podstawie uśrednionej ceny średnich cen paliwa z ostatnich pięciu lat…
Co jakiś czas świat obiega informacja, że teraz jest na coś szał. Z niewyjaśnionego powodu od jutra na przykład najlepiej by było, żebyśmy zostali weganami, ale takimi z tradycją, dziesięcioma przykazaniami o tym, jak jeść szpinak, żeby go nie urazić…
Jestem szczęściarą. Mogłam urodzić się wiele lat temu. Mogłam zostać kupiona przez kogoś bardzo bogatego za piętnaście centymetrów jedwabiu i kurę, a ostatecznie skończyć jako krwawa ofiara złożona w celu wymuszenia wieczornych opadów deszczu.
Całkiem niedawno przydarzył mi się zły dzień. Zaczęło się jak zwykle niewinnie: a to dwanaście włosów na głowie odstawało w prawo zamiast w lewo, a to nie było w sklepie żelków w kształcie koników morskich, a to pani w kasie wydała mi resztę w dwugroszówkach. Było prawie tak źle, jak wtedy, gdy…
Uśmiechaj się do księżyca, żeby czasem nie poczuł się zignorowany, kiedy świeci ci prosto w twarz o czwartej nad ranem. Wnieś sąsiadce krowę na dwunaste piętro, bo promocja była, to kupiła, a teraz nie wie, gdzie postawić. A potem narzekaj, że nie masz czasu i że życie jest głupie.
W swoim życiu poznałam naprawdę sporo ciekawych osobowości. Wiele z nich można zakwalifikować do wszelkiego rodzaju „patów”: psychopatów, socjopatów, mózgopatów… Nie do końca rozumiem, z czego to wynika; czy chodzi tu bardziej o to, że spotykam podobnych do siebie, czy wręcz odwrotnie, i mamy swoisty przykład przyciągania się przeciwieństw?
Plan na wczoraj był idealnie dopracowany i niezbyt skomplikowany. Generalnie wystarczyło przemieścić się z punktu A, zwanego domem, do punktu B, zwanego przychodnią, a żeby było łatwiej, przewozu dokonać miał partner mój swoim samochodem u-klasy.
Wahasz się, czy zacząć? Od czternastu lat każdego dnia obiecujesz sobie, że dziś będzie ten dzień, kiedy to zrobisz. Może chcesz pisać bloga, wydać książkę, a może potrafisz robić coś niesamowitego i chcesz na tym zarabiać. Może chcesz stworzyć nową religię albo zostać naukowcem i zbadać wpływ wzmożonego wypadania sierści u kotów na wzrost premii serwisantów pralek marki Samsung…
Kiedy dostaję jakiś komentarz na temat swojej twórczości, który zahacza o „krytykę”, czyli nie jest peanem na moją cześć, tylko na przykład ktoś po prostu odniósł się do treści, albo napisał coś bardzo neutralnego, a już nie daj Boże mu się coś nie spodobało i postanowił głośno o tym napisać– wiem, że czekają mnie długie tygodnie, kiedy będzie mnie to dręczyć. I tak: przez pierwszy tydzień leżę całymi dniami i nocami w łóżku, płacząc…
Piszę na klawiaturze bezwzrokowo i czasem generuje to naprawdę dziwne sytuacje. Najczęściej wygląda to tak, że zamiast typowej podróży któregoś palca na odpowiedni klawisz, następuje coś na kształt połączenia skalpelu Ewy Chodakowskiej z jogą po wypiciu trzech win.
O przemocy psychicznej, której zaznałam podczas wyprawy na łono natury. Czarne bestie, stalkerzy i historia o tym, jak dałam się podejść.
Temat introwertyków od dłuższego czasu żyje w internecie własnym życiem. Mitów narosło już wokół niego tyle, że można by wydać magazyn pod tytułem: „Dziennik introwertycznej nieprawdy” albo zorganizować teleturniej, w którym nikt nie wygrałby nigdy nagrody głównej, bo byłoby to zbyt trudne. Jak jest naprawdę? Kim są introwertycy i czy powinniśmy ich wszystkich zjeść?
Bez względu na to, czy masz napisać książkę, czy 50 artykułów o regałach metalowych, ona i tak w końcu cię dopada i zamienia w warzywo. Blokada twórcza – relacja na żywo.
Na dworze słońce, sześćdziesiąt stopni w cieniu. Czy to nie idealny dzień na idealny dzień? Postanawiam zrobić coś złego, uwaga – będę musiała teraz wymówić brzydkie słowo na „k”. Jeśli nie masz jeszcze osiemnastu lat (chciałbyś), czytasz dalej na własną odpowiedzialność.
Miałam oczywiście kilka refleksji typu: cholera, czy jeśli w zeszłym roku przerzuciłam się na 37,5 mimo iż dotychczasowy mój rozmiar wynosił 39, to znaczy że schudłam, czy też może weszłam w fazę kurczenia się ze starości? Czy to, że w tym roku potrzebuję 40, oznacza, że moje stopy są otyłe?
Woodstock. Tajemnicze miasteczko rodem z piekła, które pojawia się w Polsce raz do roku. Ludzie, którzy tam mieszkają, ostatni raz widzieli prysznic w 1998, i to z daleka. Dominuje tam przestrzeń namiotowa, w której nocami…
Dlaczego cieszę się, że dostałam od życia po dupie? Gdybym sama sobie zadała takie pytanie jakiś czas temu, pewne jest, że sama sobie również dałabym po mordzie. Pewne rzeczy docierają do nas dużo, dużo później — ciężko jest wytłumaczyć komuś, że jeśli właśnie pali się jego dom…
Pierwszy miesiąc: W końcu możesz przygotowywać sobie porządne śniadania. Twój tryb życia jest zdrowszy, a ty sam czujesz się znacznie lepiej, bo już nie musisz zadowalać się wafelkiem i sałatą…
Po prawie trzech miesiącach od zmiany miejsca zamieszkania zaczynam odczuwać wewnętrzną potrzebę regularnego powiększania majątku własnego, aby syn mój miał co po mnie odziedziczyć w sensie materialnym, bo w intelektualnym, to wiadomo…
Według badań, których nigdy nie przeprowadzono, większości, czyli około 99 % społeczeństwa wydaje się, że jak ktoś pracuje zdalnie, to tak naprawdę przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Biedny człowiek, którego życie utraciło sens…
Przez chwilę zastanawiałam się, do jakiej kategorii powinnam przyporządkować ten wpis. Będzie bowiem cholernie podróżniczo, a takiego działu przecież na swoim blogu nie prowadzę. I nie zamierzam, gdyż faktem jest, że częściej się przeprowadzam, niż wyjeżdżam…
Przybieramy pozycję tuż przed zaśnięciem. Wersja on na plecach, ja przytulona. Od 5 minut poprawiam i wygładzam jego koszulkę, bo niesamowicie mnie irytuje, wchodząc do oczu i zatykając nos. On: -Jutro chyba położę się w…
Od kiedy pamiętam, byłam skrajnym leniem (podobno) i miałam problem ze wszystkim, co „muszę”, a najwcześniejsze protesty przeciwko uczęszczaniu do miejsc publicznych zgłaszałam już w wieku przedszkolnym. Po prostu wcześniej nie potrafiłam jeszcze mówić…
Brunetki, blondynki, babcie, nastolatki, Janusze, Grażyny, dziadki, wszyscy. Sąsiadka z dołu, pani z piekarni, dozorca, szkoda wielka, że moja Prababcia nie przebywa już wśród żywych, bo jestem pewna, że też miałaby prawo jazdy…
„To będzie wspaniały dzień!” Kiedy ta myśl jest jedną z pierwszych myśli tuż po tym, jak otwieram oczy, zaczynam się zastanawiać, czy nie byłoby lepiej zabarykadować się w pojemniku na pościel pod łóżkiem i udawać, że mnie nie ma…
Znacie się doskonale. Masz wrażenie, że jest z tobą od zawsze. Jest naprawdę niesamowity – oddany i wierny. Prawdziwy przyjaciel. Odkąd sięgasz pamięcią, zawsze w pobliżu. Był…
Pozostań sobą. Noszenie tej samej bluzy przez tydzień, majtki w kurczaczki, przyjaźnienie się z grupą nastoletnich punków… To wszystko jest częścią ciebie. Nie rezygnuj z tego w żadnym…
Ja versus praca z domu, dzieci łamiące ręce w przedszkolach i polska służba zdrowia. Zasada nr 346: Nie planuj. Mów o sobie, że jesteś spontaniczny…
Masz kilka wyjść z tej sytuacji. Pierwsze: możesz błagać, prosić, skomleć, że ty się poprawisz, będziesz lepsza, że dostałaś olśnienia i już wszystko wiesz, co jest nie tak, i ty to wszystko naprawisz…
Możesz wszystko, tylko dlaczego, u licha, nadal jesteś w tym miejscu, w którym jesteś? Serio, uważasz, że jeśli się postarasz, to od jutra możesz być pisarzem? Malarzem? Nie wiem, kosmonautą?…
i otrzymuj raz na jakiś czas miłe listy o fotografii ♥
zapisz się do newslettera, odbierz darmowego e-booka „lepszy autoportret od zaraz” i otrzymuj miłe listy ode mnie –
o fotografii i nie tylko ♥