Zakaz handlu w niedzielę? Jestem za, a nawet przeciw
Słuchajcie, ponieważ w wolnych chwilach, których jak się domyślacie mam pod dostatkiem, czytam różne mądre rzeczy, między innymi na temat prowadzenia bloga, to ostatnio dostałam taką hit-poradę, żeby poruszać na blogu tematy aktualne. Aktualne, czyli takie na topie, wywołujące bitwy po których kurz delikatnie zaczął już osiadać, ale jeszcze nie całkiem, bo wtedy jest szansa na wzniecenie ognia na nowo, a chyba nie muszę Wam tłumaczyć, że ogień na blogu to coś bardzo pożądanego, gdyż powoduje on wzmożoną ilość odwiedzin i nagły wzrost czytelników. Co prawda łatwo z tym ogniem przesadzić i puścić całą wioskę z dymem, bo często wiąże się też z najazdem hejterskiej husarii, ale co tam, nie ma róży bez ognia, nie ma dymu bez kolców.
W pozostałej części wolnego czasu, kiedy nie czytam tych ociekających mądrością publikacji, zdarza mi się obserwować ludzi tu i tam, żeby później ku ich przerażeniu połączyć to wszystko w jedną, powalającą na kolana całość i opublikować na blogu. A że wczoraj obchodziliśmy nowe święto narodowe wolne od pracy, zwane „niedzielą niehandlową”, to chyba już się domyślacie, o czym tu dziś będę marudzić.
No więc ogólnopolski dzień lenistwa wiąże się z wieloma emocjami, co miałam ostatnio okazję zaobserwować, uczestnicząc w rozmowie na ten temat. Była to tradycyjna polska rozmowa, w której osoba A mówi, że tak, osoba B mówi, że nie, osoba C siedzi nieopodal i wszystko notuje, a alkohol bacznie się wszystkiemu przygląda i kibicuje. Ostatecznie przegrywa ten, który szybciej zaśnie, ale przegrana bitwa nie oznacza jeszcze przegranej wojny.
Dyskusja ta zaskoczyła mnie swoim poziomem. Po godzinie zaczynała boleć głowa od nadmiaru informacji, przy czym granica między faktami, przypuszczeniami i fejkniusami była dość elastyczna i raz za razem się zacierała, niemniej kiedy podczas notowania skończyłam pisać trzeci tom podręcznika do ekonomii, mogłam skupić się w końcu na temacie głównym, czyli: czy zakaz handlu w niedzielę to dobry pomysł?
Odpowiedzi padają w tym miejscu różne: tak, bo przecież ludzie mają w tyłkach ustawiony priorytet „zakupy”, więc jeśli nie zamkniesz im świątyni dobrobytu w niedzielę, to oni bezmyślnie ciągną do tej budy jak Simy na otwarcie Wesołego Miasteczka. Ledwie drzwi uchylisz, a oni już pchają się do środka i kupują jak szaleni, zamiast iść do parku na spacer. Myślę, że to jakaś pozostałość ewolucyjna po przodkach, bo powiedzcie mi: który jaskiniowiec poszedłby podziwiać motyle w środowisku naturalnym, zamiast iść jak normalny człowiek na polowanie? Nie zapominajmy, że w zakupach chodzi o przetrwanie. Jak tu spokojnie spacerować z rodziną, kiedy widmo śmierci głodowej zagląda nam przez ramię?
Mnie tam generalnie zakaz handlu nie przeszkadzał gdzieś tak do pierwszej niedzieli, kiedy odbiłam się od szklanych drzwi popularnego marketu na literę T, do którego wybrałam się haniebnie po cebulę do obiadu, zamiast spędzać tamten piękny wiosenny dzień z rodziną, tudzież ewentualnie udać się do sklepu z dewocjonaliami, by rozejrzeć się za nowym różańcem. Pozostawiając daleko w tyle mądre argumenty inteligentnych ludzi, jako zwykły człowiek przyzwyczajony, że wszystko mam 24/7, muszę przyznać, że jest to dla mnie trochę upierdliwe. Dalej nie wiem, na jakiej zasadzie sklepy w niedziele są zamykane bądź nie; czy to kwestia tego, że jakiś bardzo znany i ważny człowiek gra w każdą sobotę w kamień, nożyce, papier z innym ważnym człowiekiem, czy jak? Dostałam nawet któregoś dnia kalendarzyk, który miał te wszystkie trudne dni zaznaczone na czerwono, i już myślałam, że moje życie wróci na dawne tory, no bo z takim kalendarzem to już nic mi nie groziło, ale włożyłam go do kieszeni spodni i Persil do koloru dał radę, biel była jeszcze bielsza, a jeśli kiedyś cokolwiek tam było napisane, to ni cholery nie da się już odczytać.
Nie chcę wnikać za bardzo w szczegóły i nie będę tu rzucać prawami popytu i podaży, bo musiałabym najpierw uporządkować moją wiedzę ekonomiczną, szczególnie po ostatniej umysłowej degrengoladzie. Początkowo byłam zła, bo ja bardzo nie lubię, jak mi się czegoś zakazuje. Odczułam to trochę jak potwarz, że ktoś mi tu będzie mówił, co mam robić i traktował ludzkość jak intelektualnych wykolejeńców, którym jak się nie powie, żeby poszli pograć w piłkę z synem, to z automatu polecą do marketu kupować telewizory. A potem… Potem poszłam celebrować lenistwo do parku i teraz to już ze złości zajęłam się ogniem, bo ustawodawcy zachowali się jak zwykle: wysłali rzeszę ludzi na świeże powietrze, a że okazało się, że miłośników podnoszenia PKB w dzień święty jest więcej, niż się spodziewali, to już nikogo nie obeszło.
I idzie potem taki człowiek jak ja nad staw, szukając odpoczynku i ukojenia na łonie natury. Pomijam już nawet fakt, że w ogrodzie botanicznym zamiast słuchać rechotu żab musiałam przysłuchiwać się talentowi muzycznemu orkiestry, która zabawiała te tłumy, co to wcześniej obrzucały kamieniami okna zamkniętych sklepów, a teraz przyszły się trochę ukulturalnić na łonie natury. Nic to. Znalazłam dla siebie i swojego klanu urokliwe miejsce z zachodzącym słońcem wynurzającym się spomiędzy drzew, a przede wszystkim pozbawione czynnika ludzkiego, co zachęciło mnie do pozowania do zdjęć, których przecież nigdy dość. Szczególnie kiedy prowadzi się bloga i jest się niefotogenicznym tak jak ja: każda okazja to nadzieja, że tym razem może uda się zrobić choć jedno zdjęcie ociekające godnością, spośród tego tysiąca kompromitujących ujęć.
No więc to światło w tym miejscu było takie wspaniałe, ale niestety szybko okazało się, że trawa była bardziej zielona, ławka wygodniejsza i nawet kaczki po naszej stronie stawu jakoś chętniej jadły chleb, więc dość szybko i bez żadnej krępacji w naszym cichym zakątku pojawiła się Marzena ze swoją przyjaciółką oraz szóstką dzieci, przepychając się pomiędzy statywem, moim prywatnym fotografem i mną wyginającą się przed obiektywem w pozycjach zdecydowanie nieergonomicznych, rozmawiając między sobą do utraty tchu o tym, że przecież się wszyscy bez problemu pomieścimy, hehe, ale okazało się, że bez szerokiego kąta nie da rady i przyznaję, że ochota do pozowania gasła we mnie cicho i jakby ze smutkiem.
Nie wiem, czy bardziej dlatego, że moje wymarzone portrety zaczęły przypominać grupowe zdjęcia „Skrzatów” z przedszkola nr 1, czy może znudziły mnie elokwentne wynurzenia Marzeny na temat przełomowego sposobu wbijania jajek do ciasta na muffinki, w każdym razie cel został osiągnięty, Marzenka z przedszkolem pozostała w naszym ustronnym zielonym raju, a my ewakuowaliśmy się do jedynego niezasiedlonego przez nie-wiedzących-co-ze-sobą-zrobić ludzi, czyli do domu.
Więc na koniec mój apel: ludzie, otwórzcie te cholerne sklepy, bo powietrza zaczyna w parkach brakować.
.
.
.
.
.
A Wy co sądzicie na ten temat – niehandlowe niedziele to dobre czy złe posunięcie? Dramat i jak żyć, czy raczej wszystko jedno i nawet nie zauważyliście tej zmiany?
The Comments
freedams freedams
Uszczęśliwianie ludzi na siłę, bez pytania ich wcześniej o zdanie nigdy nie wyszlo nikomu na dobre. Niby prosta zasada, ale życie pokazuhe, ze nasi rządzący są bardzo daleko od Matrixa, w którym żyje Kowalski.
Bookendorfina Izabela Pycio
Martwi mnie to uszczęśliwianie na siłę, przymuszanie, wskazywanie jedynie słusznego postępowania.
Monika Nowak
→ Bookendorfina Izabela PycioTeż uważam, że powinniśmy jednak móc sami zdecydować, jak chcemy spędzać wolny czas. Z drugiej strony w innych krajach jest tak od dawna… hm. Sama nie wiem, co o tym myśleć.
Asia/ LemurPodróżnik
Ja się zgadzam w sumie z zakazem handlu w niedzielę, bo pracujemy za dużo i nie mamy czasu dla rodziny. Ale wkurzam się dlaczego tylko osoby pracujące w supermarketach mają taką możliwość… Z drugiej strony uszczęśliwianie na siłę nigdy nie wychodziło na dobre i mamy tego historyczne przykłady…
Malisalia
Dla nas jest to na pewno trudne żeby się przyzwyczaić do takiego systemu, ale to właśnie dlatego, że wszystko było 24/7. W sumie w innych krajach zamknięte sklepy są normalką 🙂
Monika Nowak
→ MalisaliaMasz rację, że to kwestia przyzwyczajenia. Chociaż chyba wolałabym, żeby każda niedziela była wolna – łatwiej byłoby zapamiętać 😉
Agata Maj
Zgadzam się. A ja lubię czasem połazić po marketach.
Bea Miko
Fajny tekst, mi jednak mimo wszystko nie przeszkadza zakaz handlu w niedzielę 🙂
Marcin Ceran
Hurr durr przez to wszystko jest mniej miejsc w restauracjach !! Aczkolwiek mnie ten trend akurat cieszy 😀
Monika Nowak
→ Marcin CeranPodoba mi się to podejście 😀
Magdalena Długaszek
Zakaz handlu w niedzielę przeszkadza mi, bo byłam tym człowiekiem, który jeździł na zakupy 😉 Mój mąż zazwyczaj pracuje 6 dni w tygodniu, więc w soboty pracował, a w niedzielę jeździliśmy na zakupy. Z dzieckiem jeżdżenie po 16 do galerii lub większego marketu niestety średnio wychodzi, bo trzeba wszystko na szybko co by zdążyć zanim będzie chciało spać. Teraz zmieniło się po prostu to, że mój mąż chodzi w niedzielę do pracy, żebyśmy w sobotę mogli pozałatwiać te sprawy. I tak na spacery chodzę sama, do parku itd. Chociaż dla mnie to dzień jak co dzień. Dla mnie to jest po prostu śmieszne, bo jest tyle zawodów, w których i tak się pracuje, że to nie jest dla mnie argument, żeby spędzać czas z rodziną. Poza tym jak ktoś nie chce to i tak będzie siedział przed telewizorem, a np. Dziecko przed komputerem i w sumie to nic się nie zmieni 😉 Pozdrawiam
Monika Nowak
→ Magdalena DługaszekTo jest doskonały przykład na to, że coś, co miało niby w założeniu być dobre dla ludzi w praktyce wcale takie nie jest. Niestety dla wielu osób jest to spore utrudnienie. Wiadomo, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, tylko chyba nie o to w tym wszystkim chodziło.
Karolina [Notatnik Terapeuty]
Jako że obecnie istnieję w przyrodzie jako matka-karmiąca-nic-nierobiąca nie zauważyłam nawet, że nasze niemiłe społeczeństwo cierpi z powodu tego problemu. Dzięki, że przypomniałaś, bo już myślałam, że ja z tych lepszych.
!
www.lexmaruda.pl
Znakomicie mi się czytało. Ja uważam to za paranoję, ale nie dlatego, że nie mogę żyć bez zakupów, a dlatego, że przeraża mnie niekonsekwencja prawa i dziurska w ustawie. Cześć sklepów jest otwarta, bo może stać właściciel, w części stoi rodzina, która nie wiadomo czy może stać (w ogóle ten zakaz wprowadzono właśnie po to by mieć czas na spędzanie go z rodzina). Co więcej nie wiadomo kiedy jest niedziela handlowa, kiedy nie ma. Totalna nieporadność i szaleństwo.
Monika Nowak
→ www.lexmaruda.plO to to. Totalny chaos!
StestujTo
Przyzwyczaiłam się do tego i myślałam 'okej niech tak będzie’ dopóki w sobotę wieczorem pies mi nie zeżarł pudełka od soczewek i nie miałam możliwości kupienia go w niedzielę, przez co nie miałam możliwości na dwie noce wyjąć soczewek.. Myślałam, że oczy mi wypłyną. :/