Instagram kontra rzeczywistość – pojedynek gigantów
Instagramowa nierzeczywistość
Mało rzeczy ostatnimi czasy jest w stanie skłonić mnie do napisania czegoś więcej niż trzech zdań pod zdjęciem na Instagramie. Skłonił mnie… sam Instagram właśnie. Wpadłam na genialny pomysł, żeby ująć zgrabnie kilka moich przemyśleń na ten temat, a potem otworzyłam wrota internetu i oczom mym ukazały się teksty ludzi, którzy wpadli na ten sam pomysł trochę wcześniej niż ja. Ja nie wiem, skąd się to bierze? Czy to możliwe, żeby taka niepozorna aplikacja mogła budzić w nas jakieś frustracje…?
Myślę, że terapeuci już ostrzą sobie pazurki na te tłumy, które za chwilę zaczną pukać do ich drzwi. Jeśli stoicie przypadkiem na rozdrożu i macie wątpliwości, jaki zawód wybrać, to myślę, że to jest dobry kierunek. Mamy insta-mieszkania, insta-śniadania, insta-szczotkidokibla, to teraz będziemy mieli też insta-depresję. Nowa jednostka chorobowa jeszcze nie jest sklasyfikowana, ale pewnie i tego doczekamy.
dzień dobry prawdziwe życie
Bo to jest tak… Znajdujesz jakieś konto na tym Instagramie i wpadasz w doła, że ktoś ma tak nierealnie piękne życie i każdego ranka przed śniadaniem biegnie do ogrodu po świeże kwiaty do wazonu, w czasie gdy dzieci nakrywają do stołu. Już masz iść szukać grubego sznura w wiadomym celu, po czym okazuje się, że przeglądasz swoje własne konto.
Czasem łapię się na tym, że chciałabym cofnąć się do czasów, kiedy po prostu żyłam bez tego ciśnienia, żeby każdą chwilę dokumentować gdziekolwiek indziej, niż w szufladzie pełnej zdjęć. I tak się zastanawiam, co my będziemy pokazywać dzieciom za dwadzieścia lat? O, zobacz wnusiu, tutaj jest sto pięćdziesiąt zdjęć kubków, z których babcia piłaby kawę, gdyby nie musiała robić im fotek, a tutaj widok z wnętrza namiotu, zobacz jaki piękny! I jeszcze moje stopy widziane z góry. A tu zdjęcia z wakacji, ach, co to były za czasy… Wtem: „Babciu, ale dlaczego ty na wszystkich zdjęciach stoisz tyłem?! I dlaczego w twoim wafelku są kwiatki zamiast lodów?”
Wyświetl ten post na Instagramie.
Co tu się w ogóle wydarzyło? Z jednej strony widzieliśmy już te nogi wystające z namiotu setki razy. Z drugiej strony ta powtarzalność powoduje, że co bardziej kreatywni wymyślają nowe sposoby na ukazanie nierzeczywistości, kreując tym samym kolejne trendy. Czasem nie mogę się nadziwić, jak trend na coś potrafi ewoluować, i tak od kwiatów w wazonie przeszliśmy do kwiatów w butach, kwiatów pomiędzy palcami u stóp, kwiatów w kieszeniach, kwiatów w wafelku, zamrożonych kwiatów… Chyba nie ma już takiego miejsca na świecie i na ciele, skąd by te kwiaty na insta nie wystawały (no może poza jednym, ale kto wie, może już niebawem). I śmieję się teraz z tego wszystkiego, po czym pędzę do parku, żeby obsypywać się na zdjęciach brokatem, bo tak trzeba żyć.
czyżby nutka hipokryzji…
Więc to jest tak, że trochę się nabijamy z tego wszystkiego, po czym radośnie idziemy oglądać pokłady kreatywności naszych ulubionych twórców. I w sumie to nie ma w tym nic złego, ja też lubię ładne obrazki, ale to wszystko ma kilka wad. Bo jak się naoglądam takich obrazków ociekających perfekcją, to moja pewność siebie zakłada czapkę-niewidkę, w szczególności, kiedy później zerkam na swoje zielone ściany, bunt sześciolatka i siatkę zdjęć. Bo moje fotki nie są tak idealne, spójne i piękne. Bo nie mam tylu obserwujących, a do tego kiedy próbuję zrobić zdjęcia śniadania, to członkowie mojej rodziny płaczą z głodu, zamiast trzymać blendę.
Bo tak w sumie to widzimy tylko mały wycinek wszystkiego, fragment innej siatki – takiej, której nikt w social mediach nie pokazuje. Przecież podczas skrolowania nie myślimy o tym, że te cudowne rodzinne pikniki usłane polnymi kwiatkami były zaaranżowane na potrzeby zdjęć, a kto wie, może cała rodzina z rana musiała podjechać na śniadanie do Mc’donalds, żeby na planie zdjęciowym nie umrzeć z głodu. Chyba nam wszystkim storytelling wjechał za mocno. Tak bardzo chcemy wierzyć w te historie, które układają nam się w głowie z kilkunastu fotek, że aż zapominamy, że to w dużej mierze jest po prostu kreacja. Można napisać książkę, zrobić film, a można opowiedzieć historię siatką zdjęć i wszystko jest super do momentu, kiedy pamiętamy, że to nie do końca dzieje się naprawdę. Nie ma idealnych rodzin i zawsze idealnych śniadań na tarasie, a czasem trzeba to nasze życie posypać confetti, bo wszystko jest fajniejsze, kiedy jest bardziej kolorowe niż w rzeczywistości.
janek, to j..nie
Tak sobie myślę, że trochę to przerażające, kiedy fabryki nie nadążają z produkcją awokado, bo awokado jest instagramowe. Siła mediów społecznościowych jest tak wielka, że nie przychodzi mi nic innego do głowy, jak radosna, polska sentencja: „Janek, to jebnie”. Z jednej strony uwielbiam Instagrama za inspiracje dawane mi każdego dnia i godziny stracone na oglądaniu w kółko tego samego, ale jakże pięknego tego samego. Z drugiej strony bywa źródłem frustracji, bo mimo że wiem jak to działa, to nawet mnie zdarza się zapomnieć i z otwartą buzią oglądać tą chodzącą perfekcję. Nie mówiąc już o tym, że kiedy wrzucone przeze mnie, wychuchane zdjęcie zbiera 38 lajków, to moja pewność siebie pakuje się i leci za koło podbiegunowe, po czym słuch o niej ginie na wieki. Jakaś nadzieja jest w tym, że kolejnym trendem będzie ostatnie zdjęcie w życiu podczas rzucania się w przepaść — wtedy selekcja naturalna ograniczy instagramową populację do minimum, pozostawiając jedynie jednostki myślące. I nie jest to wcale takie nierealne.
czas na powalające wnioski
No i tak sobie teraz myślę, że prawdziwą chodzącą perfekcją są koty. Nie dość, że ich konta biją popularnością na łeb na szyję konta ludzi, to jeszcze omijają ich te wszystkie beznadziejne aspekty bycia influenserę. Mogą sobie po prostu być i patrzeć przez okno na ptaszki, knując każdego dnia jak podbić świat. I mają głęboko w dupie, że Instagram znowu obciął im zasięgi, a przed posiłkiem nie układają whiskasa, żeby dobrze na flatlayu wyglądał. Po prostu leżą do góry brzuchem i rozkoszują się, że ktoś je głaszcze, nie robiąc przy tym Instastory. W końcu mają od tego ludzi.
I taki mam na dzisiaj wniosek, żebyśmy byli bardziej jak te koty. I wszystko będzie dobrze.
Jestem ciekawa jak podchodzicie do Instagrama. Wywołuje u Was jakąś frustrację, czy może raczej podchodzicie na luzie? Piszcie w komentarzach!
.
.
Jeśli nie chcesz, by coś Cię ominęło, zapraszam też na fanpejdż.
Chcesz obejrzeć więcej zdjęć? Zajrzyj na mój Instagram.