Jak przetrwać rozstanie w jeden dzień?
Odwieczny problem. Jesteś sobie w związku, jest tęczowo-jednorożcowo-kucykowo. I nagle: bum. Dowiadujesz się o zdradzie, albo partner mówi ci, że coś się w nim wypaliło, że już cię nie kocha, już się spakowałem, kotku, idę zaczynać nowe życie, cześć. W pierwszym momencie myślisz sobie: ale jak to? To żart/niemożliwe/przestań się wygłupiać/coś wymyślimy. Kiedy okazuje się, że on tak na serio, przychodzi nam do głowy tylko jedno: co za buc (albo bucowa, nie uogólniajmy), przecież byliśmy szczęśliwi, jak to się mogło stać?!
Masz kilka wyjść z tej sytuacji.
Pierwsze. Możesz błagać, prosić, skomleć, że ty się poprawisz, będziesz lepsza, że dostałaś olśnienia i już wszystko wiesz, co jest nie tak, i ty to wszystko naprawisz. W zależności od tego, na jakim jesteście etapie i czy sytuacja wydarzyła się po raz pierwszy, partner może ulec twoim sarnim oczkom i wiedziony nadzieją, łaskawie przystanie na twoje błagania. Być może też po prostu będzie mu wygodnie, bo jednak żona się przydaje, obiadki same się nie ugotują, a i skarpetki czyste też mogą przemawiać za. Więc on się zgadza, ty czujesz ulgę, że jednak wszystko będzie po staremu, co prawda jest ci jakoś dziwnie, a ziarenko niepewności zostało zasiane (i w najbliższym czasie wykiełkuje, przeistaczając się ostatecznie w ogród botaniczny niekończących się pytań i wątpliwości).
Przez kilka dni (tygodni, być może miesięcy) będzie całkiem fajnie. Może będą fajerwerki, jakieś motyle w brzuchu, a ty będziesz na prawo i lewo opowiadać o tym, że zdradę warto wybaczyć, że o związek trzeba walczyć i tym podobne. Aż do tego dnia, w którym twój ukochany spakuje walizki po raz drugi i żegnając się (bądź nie) wyjdzie z waszego wspólnego mieszkania i życia, tym razem już na zawsze. A wierz mi, zrobi to. Jeśli nie, to zapewne zniszczycie sami siebie ciągłymi pretensjami i żalem, albo ta zdradzona strona będzie czuła frustrację. To już nigdy nie będzie normalny związek, taki z serduszkami i poszanowaniem drugiej osoby. Nigdy.
Drugie. Możesz swojego partnera znienawidzić z całego serca. Oblać jego chomika kwasem [oszczędź chomika, chomiki są fajne], porąbać siekierą każdy przedmiot, który ci o nim przypomina, zmienić religię, oddać psa do schroniska (przecież razem chodziliście na spacery) a w ostateczności po prostu podpalić dom, w którym razem mieszkaliście. I tak już się nie przyda. Potem musisz obdzwonić rodzinę i znajomych i opowiedzieć o tym, jakim to on jest @#%%^*&. Niech negatywna energia zionie z ciebie niczym ze smoka wawelskiego (tylko pamiętaj, tobie za ogień nikt nie wrzuca do tyłka monety), niech kipi z ciebie nienawiść. Mów o tym nawet przypadkowym przechodniom (jeśli żaden znajomy nie chce cię już słuchać), a później wracaj do domu i patrz w lustro jak brzydniesz. Jak on mógł!
Trzecie. Krążą słuchy, że ta wersja jest najlepsza. Jeśli kłóciliście się od miesięcy, a dziś mówi ci, że odchodzi – podziękuj mu. Jeśli wyzywaliście się, była między wami jakakolwiek przemoc – podziękuj mu. Jeśli cię okłamywał, nie szanował, olewał – podziękuj mu. Jeśli cię zdradził – podziękuj mu po stokroć. Zrób mu nawet kanapki na drogę, zblenduj smoothie, do którego wrzucisz ostatnią w tym sezonie truskawkę i podziel się ostatnim KitKatem, jaki był w domu.
To najlepsza rzecz, jaka mogła ci się przydarzyć. Jasne, że w chwili, kiedy słyszysz taką informację, jesteś w szoku. Idź na koncert zespołu blackmetalowego, do domu publicznego, do Kościoła, na ławkę w parku, gdziekolwiek. Wypal pół paczki papierosów, nawet jeśli tego nie robisz, albo sprawdź, czy da się umrzeć od nadmiaru czekolady. Kup wino/wódkę/bimber od sąsiada i wypij (ale nie pod chmurką, nie chcesz przecież narobić sobie problemów. Idź do domu).
Przyjmij do wiadomości to, co tu się właśnie wydarzyło. Od razu – przecież to już się stało. Już nie ma odwrotu. Daj sobie jeden wieczór: płacz do ostatniej łzy. I niech to będzie jedyny wieczór, bo na więcej nie masz czasu. Zamknij za nim drzwi i zaplanuj życie, które właśnie zaczynasz od nowa. A, i na Boga! Nie oddawaj mu kota, choćby nie wiem, jak prosił!
The Comments
ardeeda
Nie no, z tym chomikiem to jednak przesada. Niektórzy to robią.
Patrz Szerzej
Cholera, nie pomyślałam. Teraz czuję się współwinna.
abakercja
wbrew pozorom ten pierwszy wieczór/dzień wcale nie są najgorsze. no ale tyle ludzi przetrwało, większość kilkakrotnie, więc na pewno się da, chociaż nie jest to przyjemne. ja z tym dziękowaniem bym nie przesadzała. zrobił to z myślą o sobie, nie o nas. a że nam wyjdzie na dobre. wszystko nam wyjdzie na dobre, jeżeli odpowiednio do tego podejdziemy.
Asai
Jeśli ktoś chce odejść to trzeba mu na to pozwolić i tyle… Szkoda życia na namawianie kogoś żeby z nami został.
blogierka
No z tym kotem to przede wszystkim! 😀