Gardzę tolerancją
Moda. Można za nią podążać, a można się przeciw niej buntować. Można też być obojętnym, ale moda zawsze w jakimś stopniu ma na nas wpływ, bo jeśli modne są spodnie rurki, to nie ma zmiłuj, albo kupujesz rurki w sklepie, w którym dotychczas się ubierałeś, albo przerzucasz się na osiedlowy second hand w poszukiwaniu typowego stroju wikinga, bo niestety w żadnej sieciówce już go znaleźć nie można.
Kiedy coś staje się modne, zaczynam czuć lekki dyskomfort. Być może dlatego, że moje serce płonie z nienawiści do przeciętności i nie przepadam za sytuacjami, w których idąc ulicą dostrzegam po drugiej stronie swojego sobowtóra. I jeszcze jakby tego było mało, okazuje się, że sobowtór jest płci męskiej, bo przecież rurki i ombre to każdy nosić może. I tak codziennie dwieście razy – te same spodnie, te same fryzury, te same dźwięki powiadomień w telefonie, ten sam sposób mówienia zainspirowany którąś z internetowych osobistości. Atak klonów w natarciu… Ale ja nie o tym dzisiaj chciałam.
Zmierzam do tego, że któregoś razu Ziemia obróciła się jak zwykle, lecz odtąd nic już nie było takie samo. Och, jacy my wszyscy byliśmy wtedy z siebie dumni! Oto dzięki naszej wspaniałomyślności świat nabrał barw, co uczyniło nas jeszcze lepszymi ludźmi. Bo TOLERUJEMY. I wziął człowiek i nadął się z dumy. Bardzo.
O rajski świecie! Nagle staliśmy się tacy troskliwi o dobro tych, którzy kiedyś nie mieliby życia na tej planecie. Tacy wielkoduszni w tej zgodzie na istnienie odmienności.
No tyle, że nie.
Mam wrażenie, że tolerancja sama w sobie wcale nie jest takim wspaniałym zjawiskiem. “Tolerować” to stawiać siebie w pozycji kogoś lepszego, kto szlachetnie zgadza się na obecność tego innego. Tolerujemy ludzi o innym kolorze skóry, o innej orientacji seksualnej, tolerujemy tych, którzy jedzą kamienie, ludzi z głową konia, chorych i wszystkich, którzy nie są tacy jak ogół. Przymykamy oko i dajemy pozwolenie na istnienie. Nie no, dzięki! Gdybym miała trzy głowy, na pewno doceniłabym, że ktoś zgodził się na moją egzystencję i pędziłabym żywot w dozgonnej wdzięczności, pamiętając każdego dnia dzięki komu to wszystko.
Tolerancja ma negatywny wydźwięk, bo zakłada, że ze strony osoby tolerującej jest to jakieś ustępstwo. Tolerancja nie idzie w parze z równym traktowaniem.
Wszyscy jesteśmy różni, ale wszyscy istniejemy. Nikogo nie obchodzi, czy zgadzamy się na czyjąś obecność na tym świecie, czy nie. Jedni bardziej wpasowują się w tło, inni mniej. Nie ma ludzi lepszych i gorszych, i nikomu nie robimy łaski, akceptując ich odmienność. Nie idźmy tą drogą i nie czujmy się lepsi tylko dlatego, że modnie jest mówić coś o tolerancji.
Brak tolerancji jest zły, ale tolerancja wcale nie jest taka wspaniała, jak o niej mówią. Obydwa stanowiska są zajęte z pozycji kogoś, kto jest ponad innymi. Pomijam fakt, że to modne słowo nijak ma się do naszej rzeczywistości, bo to jest tylko wiele hałasu o nic. Wystarczy na chwilę się zatrzymać i poobserwować, jak zachowują się wobec siebie ludzie, albo zabłądzić gdzieś w internecie do działu “komentarze”. Tam nie ma mowy nawet o tej niezbyt fortunnej tolerancji, nie mówiąc już o takich zjawiskach, jak kultura osobista czy wypowiedź na poziomie. A jeśli nawet można je czasem napotkać, to najpierw trzeba trzy razy przepłynąć ocean frustracji, złośliwości i agresji.
Bo wcale nie chodzi o to, żebyśmy się tolerowali. Chodzi o to, żebyśmy zaczęli się szanować. Żebyśmy traktowali się z równych pozycji, bez względu na to ile mamy rąk i kogo postanowiliśmy kochać, bo ostatecznie każdy z nas jest takim samym marnym pyłem z dość krótkim terminem przydatności wobec wszechświata.