Nie daj się wziąć w niewolę

Kiedyś to było niewolnictwo.

Jestem szczęściarą. Mogłam urodzić się wiele lat temu. Mogłam zostać kupiona przez kogoś bardzo bogatego za piętnaście centymetrów jedwabiu i kurę, a ostatecznie skończyć jako krwawa ofiara złożona w celu wymuszenia wieczornych opadów deszczu.

Tymczasem, thanks God, jestem tu i teraz. W czasach, w których za pracę dostaje się pieniądze, a te można wymienić na różne dobra. Mogę iść kupić sobie kilo kiełbasy, pompkę do roweru i farbę w kolorze Rose Gold, który zdecydowanie ostatnio jest mi ulubionym, a moim marzeniem od niedawna jest przemalować świat na różowo-złoto.

Tymczasem dzisiaj…

Mamy laptopy grubości źdźbła trawy, telefony, lodówki i zestawy sztućców z WiFi. Kosmetyki, ubrania i syntetyczne skóry kapibar wiszące na ścianach. Przed zrobieniem selfie podcinamy grzywkę kotu, żeby współgrała z naszą fryzurą. Wybieramy najlepszą karmę dla zwierząt, w której tylko połowa składników stanowi popiół. Kupujemy organiczne parówki o zawartości 150% mięsa z pora (od czasu, kiedy jadłam kanapkę z łososiem z marchewki, wierzę już we wszystko). Co weekend jeździmy na wycieczki do lasu, z których zawsze coś wynosimy: tlen w płucach, dwie sosny na ramieniu (ewentualnie kleszcza) albo, jeśli jest się mną, to ze spaceru po lesie można na przykład wynieść kota.

W sumie, kiedy tak zaczniemy porównywać obecne czasy do tych minionych, możemy dojść do dziwnych wniosków, że dzisiejszy świat jest szarlotką (z ksylitolem zamiast cukru, rzecz jasna) – słodki, puszysty i lekko wilgotny, a czasy niewolnictwa wywołują jedynie lekki dreszcz z poczuciem, że na szczęście to już minęło. Jesteśmy wolni.

…czy aby na pewno?

Aktualnie króluje ośmiogodzinny dzień pracy (wzwyż), czyli jedna trzecia doby. Większości to nie przeszkadza, co mnie zawsze niezmiernie dziwi, ale istnieje prawdopodobieństwo, że od urodzenia jestem po prostu śmiertelnym leniem, więc nie mnie to oceniać. Ten system jest dla nas czymś naturalnym, bo się w nim urodziliśmy i zapewne powinniśmy się cieszyć, bo w innych państwach na świecie normą jest szesnaście godzin, a tydzień trwa tam od poniedziałku do piątku, bo weekend w kalendarzu tylko zajmował miejsce, to wykreślili. I tak nikt nie korzystał.

Ilu z nas może sobie pozwolić na godziwe życie: na kupno helikoptera, złotych zębów (koniecznie w odcieniu rose gold) albo małej greckiej wyspy za gotówkę? Ilu z nas zarabia na tyle, żeby nie musieć myśleć w ogóle o pieniądzach? Pewnie i tacy są, ale moim skromnym, dla nikogo nieistotnym zdaniem, przeważa grupa magików, którzy za minimalną krajową co miesiąc odprawiają czary. Zresztą jeszcze niedawno sama uprawiałam podobną magię. A jak nie starcza? Wtedy rękę z pieniędzmi wyciągną do nas życzliwe i wspaniałomyślne niczym personel medyczny na porodówce banki i firmy pożyczkowe, uwodząc nas swoją dobrocią i chęcią niesienia pomocy. Niestety sztuczka polegająca na wydawaniu pieniędzy, których nie mamy, raczej nigdy nie kończy się dobrze. Jeśli coś pójdzie nie tak, wtedy nawet Harry Potter wraz z komnatą tajemnic nie pomoże. A banki okażą się przyjazne tak samo, jak rekiny po przebyciu diety dr Dąbrowskiej, wpuszczone do zatłoczonego aquaparku w niedzielne popołudnie.

A może by tak zostać bezdomnym?

Społeczeństwo musi pracować, bo bez pracy zginie marnie. Nie zapłaci podatku od deszczu, rachunków za prąd i wynajem, a ostatecznie wyląduje na ulicy. Dziś nie tak łatwo zamieszkać choćby w lesie, bo las to z reguły już do kogoś należy i może być ciężko tego kogoś przekonać, że nasz namiot, szóstka dzieci i koza nie będą przecież nikomu wadzić. Na dworcach jest ochrona i monitoring, więc zakładam, że i tam nie da rady zatrzymać się na dłużej, pozostając niezauważonym (tym bardziej z kozą). Z zasady więc nie jest łatwo zostać w tych czasach bezdomnym.

Musimy pracować, bo nasza możliwość przeżycia jest w całości uzależniona od posiadania pieniędzy. Na pewno istnieją wyjątki, które żyją ze zbierania kasztanów i mieszkają w szopie zbudowanej z organicznej gliny uklepanej tymi ręcema, ale to wciąż tylko wyjątki. Poza tym zbieranie kasztanów nadal jest pracą.

Czy można w ogóle mówić o wolności, kiedy mamy nad sobą szefa, który może nas wysłać o dowolnej porze po bułkę, odkurzacz w promocji albo na delegację do Setenil de las Bodegas? Który może sobie zażyczyć, byśmy ścięli włosy, włożyli mundurek albo strój biedronki? Ba, który może zarządzić, że o 13:34 sikamy (dwójeczka to w domu, bez żartów, w pracy nie ma na to czasu), a o 12:18 jemy śniadanie? Czy jesteśmy wolni, skoro codziennie ktoś nam mówi o której godzinie możemy iść do domu? Jesteśmy (zazwyczaj) uwiązani do jednego miejsca, w którym co prawda być nie musimy, ale jak coś, to na nasze miejsce jest 1116 chętnych i oni z przyjemnością skorzystają.

Przyznaję bez bicia, że jak dla mnie, wszystko to ma z wolnością niewiele wspólnego. Niewolnictwo dalej trwa i ma się dobrze. Zmieniło tylko nazwę i teraz mówimy na to niewolnictwo ekonomiczne. Jest przykryte lekko krzywym, nieziemsko drogim płaszczem, dzierganym przez chińską siedmiolatkę.

Niewolnikiem jest ta, która musiała go uszyć. Niewolnikiem jest ta, która go nosi.

Leave a Comment

The Comments

  • Magda
    3 października 2017

    tak, niewolnictwo trwa dalej, tylko jest bardziej zakamuflowane i działa w białych rękawiczkach

  • Kasia Goch
    3 października 2017

    to smutne co piszesz, ale tak dotkliwie prawdziwe… Naszym właścicielem stają się korporacje dostarczające nam różnych dóbr. My z kolei musimy pracować, aby je nabyć. I tak napędzamy tę machinę ;/ A końca nie widać.

  • SzydelkoweCUDAsie
    3 października 2017

    Ciekawy tekst 🙂 Mnie tam Twoje skromne zdanie interesuje, także nie do końca jest tak, że nie interesuje ono nikogo 😉

  • Książko Miłości Moja
    3 października 2017

    Prawda ubrana w dozę humoru. Czytali sie świetnie, ale niestety muszę sie zgodzić z puentą: niewiele trwa nadal zmieniło jedynie formę.

  • Matkiupadki.pl
    3 października 2017

    Ja się czuję trochę mniej niewolnikiem pracuję po 4-6 godzin dziennie i lubię swoją pracę 😉

  • Dawid Lasociński/Swiathegemona
    3 października 2017

    Cóż, zależność od kogoś, to znak nie tylko naszych czasów. Właściciele niewolników często lepiej traktowali swoich ludzi, niż niektórzy właściciele biznesów swoich pracowników. To się chyba nigdy nie zmienia…

  • Patryk Tarachoń I blogger
    4 października 2017

    Patrząc szerzej, bezdomni sobie nawet dobrze radzą. Także spokojnie, nie musimy się o nich martwić.

  • Małgorzata Hert
    4 października 2017

    Świetny tekst, dobrze że o tym piszesz.

  • Aleksandra Załęska
    4 października 2017

    Mam wrażenie, że mamona jest teraz naszym panem i to dla niego pracujemy, choć tyle się mówi o wolności i poszanowaniu wolnych wyborów innych. Niestety nie na świecie nic się nie zmieniło, nadal pracujemy dla panów, często jesteśmy poniżani, chcemy wyrwać się z tego kręgu, ale nam się nie udaje….

  • czytajkomiksy.pl
    4 października 2017

    Bardzo ciekawy wpis i przemyślenia. Niestety obecnie praktycznie wszyscy uczestniczymy w wyścigu szczurów, czasami nie mając o tym świadomości.

  • Iwona Siekierska
    5 października 2017

    Największym niewolnictwem ekonomicznym jest chyba kredyt i kilkuletnie umów na telefony i inne takie. Bo to zobowiązuje. Bo nie możesz zrobić pewnych rzeczy, bo masz finansowe zobowiązania. Bez kredytów, bez długoterminowych unowocześniona pewnością jesteśmy bardziej wolni, niże wtedy, kiedy je mamy.

  • kuchniabellissima
    5 października 2017

    Właśnie ostatnio takie myśli chodzą mi po głowie… Czysta prawda. Super wpis !

  • Magda Hurko | ekopozytywna
    5 października 2017

    Pewnie w dużej mierze masz rację, ale mamy chociaż tę przewagę, że nasz szef/pan nie może nas bezkarnie pobić, zgwałcić ani zabić. Prawda jest też taka, że specjaliści mają łatwiej – na ich miejsce nie znajdzie się aż tylu chętnych i myślę, że ich ta kwestia nie dotyka.

    • Monika Nowak
      → Magda Hurko | ekopozytywna
      6 października 2017

      Zgadzam się, zdecydowanie mamy lepiej! Wiadomo też, że nie każdy, który pracuje, musi być z tego powodu nieszczęśliwy, jest mnóstwo ludzi, którzy mają satysfakcjonującą dla nich pracę, którą lubią no i super 🙂

  • Anna Lena ze Zjem Cie
    5 października 2017

    A ja wczoraj upieklam szarlotke jaglana z ksylitolem, czyli tez jestem niewolnikiem? 😉

    • Monika Nowak
      → Anna Lena ze Zjem Cie
      6 października 2017

      To zależy, czy został dla Ciebie chociaż kawałek! 😉 a tak serio, to gdzie tam, dzięki Tobie świat stał się piękniejszy o jeszcze jedną szarlotkę 🙂

  • Laura LR
    5 października 2017

    Kredyty to chyba najgorsze niewolnictwo

  • Kulinarna Strona Mocy
    6 października 2017

    A ja tak przewrotnie zapytam: czym jest dla Ciebie wolność?

    • Monika Nowak
      → Kulinarna Strona Mocy
      6 października 2017

      To jest bardzo dobre pytanie, które zresztą gdzieś w notesie czai się jako pomysł na kolejny wpis. Chyba głównie chodzi o brak tego poczucia, że coś muszę, chociaż to raczej niemożliwe do osiągnięcia kiedy ma się dziecko 😀 niemniej ciągle podążam w tym kierunku, żeby choć trochę do tego pojęcia się przybliżyć.

  • Patrycja Czubak
    6 października 2017

    Serio kanapka z łososiem z marchewki :d Gdzie w tym łosoś ja się pytam 😀

    • Monika Nowak
      → Patrycja Czubak
      6 października 2017

      Chyba powinnam napisać z „łososiem”! Ale serio, będąc ostatnio w Łodzi w jakimś foodtrucku miałam okazję tego zakosztować, i przyznaję, że wcale nie było złe 😀

      • Patrycja Czubak
        → Monika Nowak
        7 października 2017

        Te fit dania bywają dobre, to prawda 🙂

  • Daria
    8 października 2017

    Dzisiaj też jest niewolnictwo! I to w przynajmniej kilku obszarach.

    Raz – ekonomiczny, czyli kredyt, jak już ludzie pisali. Dwa – technologia. Dzisiaj większość spraw załatwiamy przez internet (chciałabym wiedzieć, co zrobiliby niektórzy, gdyby nagle komputery czy internet padły ofiarami ogromnej awarii i nie dałoby się odzyskać danych etc.). Trzy – media i przekaz, który szerzą. Piękne, IDEALNE kobiety, szczupła sylwetka… Nie każdy przejdzie obok tego obojętnie, niestety.